Polacy pochodzenia żydowskiego - Patrioci Polscy |
||
Strone tę poświęcamy wszystkim Polakom pochodzenia żydowskiego, którzy swą godną postawą, szlachetnymi czynami, zasłużyli na nasz szacunek, wdzięczność, pamięć i honor. W poniższym tekście
przedstawiono jedynie kilkanaście przykładów osób pochodzenia
żydowskiego, znanych z polskiego patriotyzmu bądź też z obrony dobrego
imienia Polski przed oszczerstwami. Niestety większość z nich jest
obecnie zapomniana bądź celowo przemilczana. W wywiadzie dla „Gazety Polskiej" z 28 października 1993 roku Kacnelson powiedziała: "Pan minister Skubiszewski jest zdrajcą wobec Polaków, rodaków, niedobitków na Wschodzie." Kacnelson ostro
piętnowała również, tych wszystkich, którzy inspirowali nagonkę przeciw
Klasztorowi karmelitanek w Oświęcimiu. Ostatnio wydano w
Polsce jego książkę "Żydowskie dzieje i religia", w której stara się on
uświadomić pewnym środowiskom żydowskim ich błędy i niegodziwości jakie
popełniali i popełniają nadal w stosunku do nie-Żydów. Wiele z nich ,
jak twierdzi prof. Shahak, ma swoje źródło w żydowskiej religii. Początkowo Julian Unszlicht sam działał przez kilka lat w SDKPiL. Stopniowo jednak całkowicie zniechęcił się do tej partii z rosnącym oburzeniem obserwując fakty dowodzące skrajnej niechęci Różu Luksemburg i jej otoczenia do spraw niepodległości Polski. Unszlicht był człowiekiem o bardzo wysokich standardach moralnych. Tym bardziej nie mógł się więc pogodzić z tym, co uważał za skrajną niewdzięczność części Żydów wobec Polski jako kraju, który udzielił schronienia na swym terytorium prześladowanym Żydom z całej Europy w jednym z najtrudniejszych okresów ich dziejów. Szczególnie ostro piętnował postępowanie części Żydów, którzy przybyli z Rosji, tzw. litwaków, uleganie przez nich nastrojom prorosyjskim i antypolskim, nazywał ich „litwacką Targowicą", zagrażającą Polsce. W 1911 roku Unszlicht opublikował w Krakowie pierwszą ze swych dwóch obszernych publikacji książkowych poświęconych obronie Polski i polskości przed żydowskim nacjonalizmem litwaków z SDKPiL „Socjallitwactwo w Polsce". Pisał w niej między
innymi: „(...) Sam będąc Polakiem »pochodzenia semickiego«, znając na
wylot drobno-mieszczańską inteligencję żydowską i różne prądy ją
nurtujące, szereg lat działałem w głównej organizacji wojującego z
Polską nacjonalizmu żydowskiego, tzw. SDKPiL ("Socjaldemokracja
Królestwa Polskiego i Litwy"). Swą krytykę antypolskich działań litwaków Unszlicht ilustrował wieloma konkretnymi przykładami. Pisał: „(...) Do jakiej czelności może się tu posunąć socjal-litwactwo świadczy fakt następujacy: na początku 1905 w chwili największego wybuchu rewolucyjnego w Polsce socjallitwacki Sanhedryn (tzw. Zarząd Główny) wypuścił w rocznicę »Proletariatu« odezwę, w której oznajmił uroczyście, że »Polska, to trup, który winien być rzucony na śmietnik«, i pogląd ten rozwałkowany na całą odezwę rzucił w ogromnej ilości egzemplarzy w masy robotnicze polskie - pod pretekstem, że to była ideologia »Proletariatu« (...) Trzeba było całej litwackiej arogancji i nienawiści do Polski, aby podobnie plugawą odezwę wypuścić, przypominającą haniebne odezwy czamosecińców rosyjskich przeciwko Żydom. (...) Utrwalić najazd moskiewski—co prawda »zdemokratyzowany« w Polsce, oto obiektywny cel nacjonalizmu żydowskiego u nas. Przykryć to wszystko frazesem »socjalistyczny«— oto sposób otumanienia umysłów robotników polskich, aby przy ich pomocy dobić »trupa« znienawidzonej Polski i na nim organizację żydowską »narodową« wybudować. Czas wielki, aby wreszcie przeciwko tej zgubnej i rozszalałej furii antypolskiej bankrutującego social-litwactwa ostro i energicznie zareagowały szerokie masy źydostwa, których żywotne interesy są narażone przez to na szwank (...) W ten sposób najlepiej żydostwo się przysłuży wspólnej Ojczyźnie — Polsce, która zawsze mu przytułek i gościnność dawała w najgorszych chwilach tego istnienia, a która przez zjednoczone wysiłki ludu polskiego i żydowskiego wyzwolona być winna (...)". W 1912 roku Julian Unszlicht wydał kolejną, prawie 400-stronnicową książkę demaskującą antypolskie działania litwaków pt. „O pogromy ludu polskiego. (Rola socjal-litwactwa w niedawnej rewolucji)". Szczególnie ostro potępił tam nieodpowiedzialne działania liderów SDKPiL, nawołujących polskich robotników do udziału w takich manifestacjach, którym z góry groziło rozbicie przez Oddziały carskiej armii lub żandarmerii. To lekkomyślne pchanie robotników polskich pod kulę w imię swych własnych politycznych celów Unszlicht nazywał prowokowaniem „pogromów ludu polskiego". Gwałtownej krytyce poddał Unszlicht również godzące w polskość działania Róży Luksemburg i „social-litwactwa" w Poznańskiem i na Górnym Śląsku, zarzucając im podporządkowywanie Polaków niemieckiej partii socjaldemokratycznej. Jak gdyby nie mieli prawa do własnego narodowego organizowania się i narodowej niepodległości. Warto dodać, że broniący z taką energią polskości Julian Unszlicht przeszedł na katolicyzm, a później przez wiele lat pracował jako kapelan w ośrodku emigracyjnym wśród polskich pracowników we Francji. W 1936 roku wydał w Paryżu wybór kazań dla wychodźców. Julian Unszlicht
był bratem jednego z czołowych komunistów Józefa Unszlichta, w 1920 roku
wraz z Dzierżyńskim, Konem i Marchlewskim, członka samozwańczego
pseudorządu proradzieckiego w Białymstoku. Podczas gdy Józef Unszlicht
pełnił szereg kierowniczych funkcji w bolszewickiej Rosji aż do
stracenia w stalinowskich czystkach w 1938 roku, Julian Unszlicht jako
kapelan publicznie wyrażał dzięki Matce Boskiej, Królowej
Korony Polskiej za ocalenie narodu polskiego pod Warszawą od „hord
bolszewickich". Pisał: "(...) Separatyzm żydowski - nie przestaniemy tego powtarzać - to ciemnota i skutki getta, nacjonalizm żydowski— to nieznajomość polskiej kultury, historii i tradycji, to nieodczuwalne urody życia polskiego, to wynik świadomie prowadzonej ohydnej polityki rządu rosyjskiego (...). Tenże Sterling w 1916 roku tak formułował swą wiarę w zintegrowanie Żydów z polskością: "(...) Wątpić o potrzebie asymiłowania się Żydów polskich może tylko ten, kto nie wierzy w żywotność kultury polskiej, w zdolność jej do rozwoju, kto zamyka oczy na piękno tradycji polskiej, na szlachetność jej ideałów, na porywającą wzniosłość stuletnich przeszło walk o wolność. Wątpić może tylko ten, komu niewola opaliła skrzydła tak, że nie potrafi unieść się ponad szary poziom codziennego życia, kto wskutek przykucia do ziemi nie może objąć okiem „ wody życia "polskiego w przeszłości i przyszłości, czyja dusza nie odczuwa już potęgi kultury polskiej (...) ." Właśnie Sterling był głównym mówcą na trzydniowym pierwszym zjeździe Polaków wyznania mojżeszowego w maju 1919 roku, mówcą, który niezwykle ostro napiętnował projekty obezwładnienia Polski i Polaków przez koncepcje stworzenia tzw. Judeo-Polonii, wysunięte już przed I wojną światową przed Żabotyńskiego. Sterling nie ukrywał
również potępienia dla rusyfikacyjnej roli Żydów-litwaków oraz
atakującej "najświętsze uczucia Polaków, nietaktownej i hałaśliwej
propagandy nacjonalistyczno-żydowskiej, prowadzonej przez żargonowe
pisma żydowskie." Prawdopodobnie na taką jego postawę mógł mieć wpływ fakt wzięcia go na utrzymanie i specjalistyczne wykształcenie muzyczne w Lipsku przez księcia Lubomirskiego, który jako meloman miał na tym wykształceniu i drugiego zdolnego Żyda, dyrygenta Grzegorza Fitelberga. Oprócz nich finansował wykształcenie także 3 Polaków, muzyków, Karola Szymanowskiego, Ludomira Różyckiego i Apolinarego Szelutę. Rubinstein niejednokrotnie miał okazje podkreślać swoją polskość i to robił. Np. w czerwcu 1945 r. miał koncertować w USA na inauguracyjnej sesji ONZ. Zauważył, że nie ma polskiej delegacji, ani sztandaru, więc od podium wyraził z tego powodu ubolewanie i na wstępie zagrał polski hymn narodowy, zmuszając wszystkich do powstania i uczczenia nieobecnej Polski. To była postawa
szlachetnego Żyda a zarazem Polaka. Z kolei gdy był na koncertach w
Kanadzie w latach 60-tych, podszedł do niego oficer marynarki handlowej
i rozpoczął rozmowę po angielsku. Rubinstein zapytał go o narodowość,
gdy usłyszał, że jest Polakiem, to odpowiedział mu, że z rodakami to on
rozmawia tylko po polsku, odwrócił się do niego plecami i odszedł.
Rubinstein wysoko nosił godność Polaka, byt ożeniony
Wielką odwagą wsławił
się uczeń gimnazjum Roman Felsztyn, walczący w obronie Lwowa pod
dowództwem swojego starszego brata Tadeusza. Walczył w szeregach
zdobywców cytadeli, zginął pod Obroszynem w Wielką Sobotę 19 kwietnia
1919 roku. Roman Felsztyn był rówieśnikiem Mariana Hemara, tak jak Hemar
był Żydem i polskim poetą, jego nazwisko brzmiało Feldstein. Tak scharakteryzowano postawę Romana Felsztyna w wydanej przed wojną publikacji poświęconej obronie Lwowa i Kresów Wschodnich: "Już jako uczeń 3-ciej klasy gimnazjalnej pracuje w studenckich kołach narodowych i marzy o Czynie. Jako 15-letni chłopak organizuje pierwszy we Lwowie sekcję studencką P. O. W., aby w ten sposób wraz z kolegami przygotować się do walki orężnej z wszystkiemi państwami zaborczemi, którą uważał za nieuniknioną. Był też dobrze znany w kołach pracowników patrjotycznej, tajnej pracy narodowej. Wyprzedził wypadki listopadowe i już w ostatnich dniach października z pożyczonym rewolwerem i kindżałem razem z kilkoma dobranymi towarzyszami rozbrajał żandarmów austrjackich. by tym sposobem przysporzyć broni, której brakło P. O. W. Po dokonaniu zamachu ukraińskiego opuścił dom i zgłosił się do plutonu szturmowego porucznika Wojciechowskiego. Widzą go wtedy w pierwszych szeregach, dworzec, poczta i.t.d. W drugiej połowie listopada przydzielony do odcinka I kap. Monda bierze udział we wszystkich szturmach na Cytadelę. Po oswobodzeniu Lwowa należy do l p. strzelców i nie oddaje się tylko radości z odniesionego zwycięstwa, ale walczy dalej pod Grzybowicami, Dublanami, Skniłowem, Obroszynem i Persenkówką. Przechodzi następnie z kompanją Monda do 5 p. legjonów, gdzie stawia mężnie czoło Ukraińcom na Majerówce, w Krzywczycach i w Lesienicach. W kwietniu wreszcie w oddziale karabinów maszynowych baonu radomskiego poszedł chory, wbrew woli otoczenia i przełożonych, do ataku na Obroszyn, gdzie ugodziła go kula w serce i położyła koniec młodemu, bohaterskiemu życiu. Obdarzony niezwykłą inteligencją i wybitnym talentem poetyckim, rokował jak najlepsze nadzieje." Matka Romana Felsztyna wydała tomik jego poezji, który do dzisiaj jest trudny do zdobycia. Jakby w proroczej wizji
opisał swoją śmierć. „Pieśń o przyszłym życiu" kończy zwrotka: Wielka burza wojny
wyrwała Pelza z tej pracy, wygnała na pole walk, gdzie służąc w armji
austrjackiej, pozostawał nieprzerwanie w służbie frontowej. Gdy go w
polu doszła wieść o organizowaniu legjonów polskich, pragnął dostać się
do nich, niestety bezskutecznie. Listy jego z owego czasu tchną
szczerym, serdecznym żalem z tego powodu, że nie może służyć w polskiem
wojsku. Ziściły się jednak jego pragnienia wśród warunków niezwykłych.
Oto wrócił z frontu włoskiego do Lwowa, zastał walki o miasto już w
pełnym toku. Wobec tego, wypocząwszy ledwie po niezmiernych wysiłkach
powrotu, zgłosił się natychmiast do służby, a już po kilku dniach objął
komendę odcinka w ul. Bema po poruczniku Mazurze. Niedługo ją sprawował.
Ugodzony kulą, zmarł po kilku dniach w szpitalu na Technice, osierocając
żonę ."
wersje internetową opracowala i przygotowala Polonica.net
|
Powyższy artykuł jest wyborem dokonanym
przez
Webmastera PACNJ, ze strony:
http://www.polonica.net