Napisał Jerzy Robert Nowak

 

BRUDNE OSZCZERSTWA I PRZEMILCZENIA

 

(Historia nagonki na prezesa USOPAŁ J. Kobylańskiego)

 

Do najskrajniejszych „wyczynów” terrorystów medialnych w Polsce należy prowadzona od wielu lat nagonka medialna na czołowego przywódcę Polaków w Ameryce Południowej, prezesa USOPAŁ, Jana Kobylańskiego. Nagonka uderza w człowieka szczególnie zasłużonego dla podtrzymywania i umacniania polskości wśród Polaków w Ameryce Południowej. Janowi Kobylańskiemu udała się przecież rzecz niezwykła - potrafił doprowadzić do zjednoczenia wszystkich organizacji polonijnych w Ameryce Południowej w jedną potężną organizację - USOPAŁ. Jak wielkie to było osiągnięcie można tym lepiej przekonać się, patrząc na niektóre kraje, gdzie miejscowe Polonie są rozdzierane przez zajadłe spory wewnętrzne.

Natomiast Kobylańskiemu udało się przełamać takie spory we wszystkich krajach południowo-amerykańskiego kontynentu i doprowadzić do zjednoczenia tamtejszych Polaków. Prezes Stowarzyszenia „Wspólnota Polska” prof. dr hab. Andrzej Stelmachowski tak pisał o roli J. Kobylańskiego w tym względzie w liście, wystosowanym do redakcji „Rzeczpospolitej” 13 listopada 2000 r.: „Prezes J. Kobylański jest jedną z najbardziej liczących się postaci światowego życia polonijnego, człowiekiem, którego zasługi w odrodzeniu polskości w krajach Ameryki Południowej są niepodważalne, a nawet - nie waham się użyć tego określenia - nieporównywalne. Dzięki jego wysiłkom powstała Unia Stowarzyszeń i Organizacji Polskich Ameryki Łacińskiej której istnienie ożywiło życie polonijne w krajach Ameryki Południowej. USOPAŁ, jako organizator zjazdów Polonii tego kontynentu, stał się moderatorem życia kulturalnego, a także odrodzenia oświaty polskiej w krajach latynoskich. Mecenat Jana Kobylańskiego doprowadził do upamiętnienia wybitnych Polaków w stolicach państw Ameryki Południowej. Również hojności Pana Kobylańskiego zawdzięczają m.in. swe funkcjonowanie Domy Polskie w Montevideo i Buenos Aires. Także staraniom i dobrym kontaktom Kobylańskiego w sferach rządowych Argentyny zawdzięczamy wiele, jeżeli chodzi o dobre stosunki międzypaństwowe, o podniesieniu rangi miejscowych Polonii nie wspominając. Spektakularnym efektem Jego działań jest wprowadzenie do kalendarza świąt państwowych Argentyny Dnia Osadnika Polskiego”. Warto tu dodać, że żadne inne grupy etniczne w Argentynie, poza polską, nie uzyskały wprowadzenie ich święta do kalendarza argentyńskich obchodów. Kobylański uzyskał jednak wprowadzenie Dnia Osadnika Polskiego dzięki bardzo bliskim, wieloletnim stosunkom przyjaźni z prezydentem Argentyny Menemem i licznymi innymi czołowymi osobistościami życia politycznego Argentyny. Generalnie można powiedzieć, że dzięki wieloletnim wysiłkom J. Kobylańskiego polska mniejszość narodowa w Ameryce Południowej, cieszy się dziś znacznie lepszym statusem, niż inne mniejszości narodowe na tym kontynencie.

Dodajmy, że J. Kobylański, będąc multimilionerem, wydał znaczącą część swej fortuny na systematycznie prowadzone od wielu lat sponsorowanie polskiej działalności politycznej, kulturalnej i społecznej na kontynencie południowo-amerykańskim oraz na przedsięwzięcia patriotyczne w Kraju ojczystym. Hojności J. Kobylańskiego zawdzięczamy m.in. powstanie ufundowanych przez niego pomników Jana Pawła II w Montevideo, Buenos Aires i w Pasadas (Missiones) oraz F. Chopina w Punta del Este. Na dodatek, w tym kraju laickim jest w ogóle mało pomników katolickich. Dodajmy, że dzięki staraniom Kobylańskiego plac w Punta del Este, gdzie postawiono pomnik Chopina, został uroczyście nazwany Placem Rzeczypospolitej Polskiej.

Przypomnijmy również, że J. Kobylański jest fundatorem i patronem szkoły na Podlasiu, fundatorem szeregu kościołów i szkół dla Polaków w Ameryce Łacińskiej. Dzięki jego działalności sponsorskiej powstał wielki Panteon Polaków na historycznym cmentarzu Recoleta w Buenos Aires. Powszechnie cenione jest ogromne zaangażowanie J. Kobylańskiego w działalność charytatywną. Za swe zasługi dla Polski i Polaków oraz działania na rzecz różnych krajów Ameryki Łacińskiej, Kobylański otrzymał ponad 100 odznaczeń, w tym wiele międzynarodowych oraz rozliczne nagrody. Został odznaczony m.in. Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia przyznanym przez władze RP na uchodźctwie, Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia, przyznanym przez prezydenta Wałęsę, Krzyż Komandorski Orderu Odrodzenia Polski z Gwiazdą, przyznany przez prezydenta Kwaśniewskiego, Krzyżem Oświęcimskim, Honorowym Krzyżem Weteranów Walki o Niepodległość, Złotym Medalem „Zasłużonego dla Kultury Polskiej”, Złotym Medalem za Zasługi dla Paragwaju. Jest Kawalerem Wawelskiego Dzwonu Spiżowego, przyznanego przez Wielką Kapitułę za umacnianie więzi wychodźstwa z Macierzą.

Pomimo tak wielu udokumentowanych zasług J. Kobylańskiego dla Polski i Polaków, od szeregu lat trwa niepohamowana kampania nienawiści, dążąca do zohydzenia jego postaci wśród rodaków w Kraju. Choć dzisiaj najsilniej atakuje się J. Kobylańskiego jako rzekomego sponsora Radia Maryja, a początkiem ataków stały się jego bardzo bliskie związki z przywódcą Polaków w Stanach Zjednoczonych - prezesem Kongresu Polonii Amerykańskiej Edwardem Moskalem. Jak wiadomo, prezesa Moskala zaatakowały polskie czynniki oficjalne i polskojęzyczne media po ostrym skrytykowaniu przezeń Jana Nowaka-Jeziorańskiego za jego uległość wobec antypolskiego lobby żydowskiego w USA. Kobylański stanowczo poparł Moskala w jego sporze, i natychmiast z osoby honorowanej i docenianej zmienił się w osobę gwałtownie atakowaną przez oficjalne polskie kręgi polityczne, zwłaszcza MSZ oraz takie gazety, jak „Wyborcza”. Skoordynowaną nagonkę przeciw Kobylańskiemu prowadzili m.in. b. ambasadorzy RP w Ameryce Południowej: Ryszard Schnepf (jego żona, dziennikarka TVP Dorota Wysocka-Schnepf), Jarosław Gugała i Daniel Passent. Przypomnijmy tu, że R. Schnepf, jako wysoki rangą współpracownik premiera Marcinkiewicza, skompromitował się publicznym poparciem dla takiego antypolskiego przedsięwzięcia, jak gazociąg rosyjsko-niemiecki na dnie Bałtyku, za co został usunięty ze stanowiska. Z kolei Daniel Passent był przez lata, począwszy od stanu wojennego, propagatorem rządów Jaruzelskiego i do dziś pozostaje bardzo wpływowym dziennikarze postkomunistycznej „Polityki”, a sam Gugała był po prostu bardzo lewackim dziennikarzem telewizyjnym.

Szczególnie podłą rolę w nagonce na J. Kobylańskiego odegrał dziennikarz „Gazety Wyborczej” Mikołaj Lizut. To on po raz pierwszy nagłośnił przeciw Kobylańskiemu oskarżenia, jakoby ten b. więzień nazistowskich obozów koncentracyjnych w rzeczywistości takim więźniem nie był, a przeciwnie, rzekomo uciekł do Ameryki Południowej ze strachu przed odpowiedzialnością za współpracę z nazistami. W Gazecie Wyborczej z 28 czerwca 2004 r. Lizut posunął się do najpotworniejszego oszczerstwa, pisząc: „Po wojnie Kobylański trafił do Austrii, potem do Włoch, błyskawicznie dorobił się wielkich pieniędzy. W 1952 r. wyjechał do Paragwaju. Nie ma na to dowodów, ale wszystko wskazuje że za pomocą siatki Odessa, wspomagającej ucieczkę z Europy nazistów i ich współpracowników. W tym czasie rządził krwawy dyktator gen. Alfredo Stroessner, który udzielał schronienia nazistowskim zbrodniarzom wojennym”. Kłamstwo Lizuta było wyjątkowo bezczelne. Pisał, że w 1952 r., gdy Kobylański przybył do Paragwaju, krajem tym rządził pronazistowski dyktator A. Stroessner. Otóż, wystarczy zajrzeć do pierwszej z brzegu encyklopedii, by przekonać się, że Lizut kłamie. J. Kobylański rzeczywiście przybył do Paragwaju w 1952 r., ale dyktator Stroessner zdobył w tym kraju władzę dzięki przewrotowi dopiero w dwa lata później - w 1954 r.! (Por. np. „Encyklopedię Popularna PWN” z 1997 r., s. 816). Kobylański nie uciekł do Paragwaju, lecz przybył tam wraz z 6 innymi prosperującymi włoskimi przedsiębiorcami na zaproszenie paragwajskiego ministra gospodarki, „dla ożywienia gospodarki Paragwaju”. W 2005 r. wymyślono przeciw Kobylańskiemu kolejne szczególnie nikczemne oszczerstwo zarzucając mu, że rzekomo był szmalcownikiem i doprowadził do uwięzienia jednej rodziny żydowskiej. Kłamstwo to nagłośnił publicznie m.in. osławiony, na szczęście już były prezes IPN Leon Kieres. Po jego upadku IPN pod nowym kierownictwem całkowicie wycofało się z tych oszczerczych oskarżeń, publicznie stwierdzając, że nie ma żadnych dowodów.

Stanowczo odrzucił oszczercze oskarżenia, wysuwane przeciw Kobylańskiemu Kierownik Urzędu ds Kombatantów i Osób Represjonowanych Witold Spirydowicz. W oficjalnej decyzji tego Urzędu z dnia 22 października 2007 r. W. Spirydowicz stwierdził, że nie ma żadnych „podstaw do przyjęcia, że Jan Kobylański kolaborował z Niemcami”. Potwierdzone zostało natomiast - w oparciu o dokumenty - że Jan Kobylański był więźniem szeregu obozów nazistowskich. W związku z tym kierownik Urzędu ds. Kombatantów i Osób Represjonowanych W. Spirydowicz przyznał Janowi Kobylańskiemu uprawnienia kombatanckie w wymiarze jednego roku i ośmiu miesięcy z tytułu przebywania od sierpnia 1943 roku do końca kwietnia 1945 r. w hitlerowskich więzieniach i obozach zagłady: w więzieniu Pawiak w Warszawie oraz w obozach koncentracyjnych Oświęcim-Brzezinka, Mauthausen, Gross Rosen, Flossenburg, Natzwailer i Dachau. Rzecz znamienna, najlepiej dowodząca ogromnej patologii większości dzisiejszych mediów. Żadne z mediów prasowych i telewizyjnych przedtem tak skwapliwie rzucających oszczerstwa na prezesa USOPAŁ, nie poinformowało o tak ważnej rozstrzygającej decyzji Kierownika Urzędu ds Kombatantów i Osób Represjonowanych i nie przeprosiło J. Kobylańskiego za swe obrzydliwe pomówienia! Jest to podłość tym większa, że haniebnymi oszczerstwami ogromnie skrzywdzono postać człowieka, który tak wiele ucierpiał dla Polski w czasie wojny, płacąc za swe zaangażowanie w ruch konspiracyjny. Przypomnijmy, że J. Kobylański jako młody, 19-letni chłopak, związał się ze strukturami podziemia AK-owskiego. Wyznaczono mu zadanie wyszukiwania i przygotowania kryjówek dla osób z podziemia, poszukiwanych przez gestapo. W czasie jednego ze spotkań konspiracyjnych Kobylański został aresztowany wraz z kolegą z AK, przez niemiecką żandarmerię polową. Na nieszczęście, w czasie rewizji żandarmi znaleźli przy jego koledze ukryty w kieszeni pistolet. Obu schwytanych uznano za szczególnie niebezpiecznych „przestępców politycznych” i osadzono w więzieniu na Pawiaku. Stamtąd został przewieziony do obozu koncentracyjnego OświęcimBrzezinka i przeszedł dalszą gehennę obozową. Cały czas był zagrożony śmiercią jako ktoś schwytany razem w uzbrojonym w pistolet konspiratorem. Pod koniec wojny Kobylański był strasznie wycieńczony - chorował m.in. na tyfus plamisty, choć udało mu się ukryć tę chorobę przed Niemcami, co, uratowało go od śmierci. Niemal tuż przed zakończeniem wojny, fatalnie osłabiony fizycznie i w ciągłej depresji, w ataku rozpaczy usiadł gdzieś na skraju obozu, zdecydowany na śmierć z ręki Niemców, którzy polowali na takich osłabionych więźniów. Uratowało go wtedy trzech więźniów czeskich, którzy wieźli wózkami mienie jakiegoś SS-mana. Dodali mu słów otuchy i jakoś przekonali do niepodawania się załamaniu. A dzisiaj człowiek, który tyle przeżył, a potem przez dziesięciolecia tak wiele zrobił dla rodaków, jest poddawany obrzydliwym oszczerstwom.

Trzeba przyznać, że pomysłowość oszczerców, rzucających pomówienia na Kobylańskiego, jest wprost niewyczerpana. Prezes Stowarzyszenia „Wspólnota Polska” prof. Andrzej Stelmachowski w wydanym w marcu 2005 r. specjalnym oświadczeniu pt. „O właściwy stosunek do Polonii Amerykańskiej” pisał m.in.: „Jest to już trzecia fala ataków na prezesa Kobylańskiego, a zarzuty w znacznej mierze się powtarzały. Zaczęło się ok. 10 lat temu od akcji fałszywek. Pojawiła się wiadomość, że prezes J. Kobylański odmówił przyjęcia odznaczenia państwowego, uważając je za zbyt niskiej rangi (co było nieprawdą). Pojawia się druga wiadomość, jakoby prezes Kobylański zapraszał do siebie Żyrynowskiego z Rosji (co mu nawet do głowy nie przychodziło). Prezes Kobylański podejrzewał, że owe fałszywki pochodziły od ambasad polskich w Buenos Aires i Montevideo, co trudno było sprawdzić, gdyż były one anonimowe (…). - Rozpoczął serię ataków na poszczególnych ambasadorów polskich, znaczna część zarzutów była niestety... prawdziwa. To doprowadziło do drugiej fazy konfliktu, która doprowadziła do pozbawienia prezesa Kobylańskiego stanowiska konsula honorowego RP. Ostatni, zmasowany atak mediów to już trzecia fala. Tym razem nie chodziło wcale o osobę prezesa Kobylańskiego, lecz o to, że wspierał on „Radio Maryja”, chodziło więc o zohydzenie tego ostatniego. Obrzucanie błotem ludzi nie jest u nas rzadkością”.

W atakach na prezesa USOPAŁ wyraźnie chodzi również o skrajną zawiść wobec multimilionera, który dorobił się wielkich pieniędzy. Milczy się przy tym, że zrobił to dzięki ogromnej pracy, inicjatywie, zręcznemu przerzucaniu się do kolejnych zawodów, dzięki znakomitemu „nosowi” do przedsięwzięć gospodarczych i handlowych, świetnemu wyczuciu koniunktury. Zaczęło się od pierwszych biznesów w handlu na trasach między Niemcami a Włochami, umiejętnym wyszukiwaniu luk w zaopatrzeniu, które można było zaspokoić przez poszukiwane towary. Czegóż nie imał się Kobylański, od fabryczki szczoteczek do zębów, poprzez handlem sprzętem gospodarstwa domowego do produkcji wyrobów ze stali. Był m.in. właścicielem wielkiego przedsiębiorstwa-eksport, import, przeróbka-Astral Metal Technica w Mediolanie. Po wyjeździe w 1954 r. na kontrakt państwowy do Paragwaju Kobylański stworzył tam m.in. jedną z największych na świecie firm, zajmujących się wydawaniem znaczków i biciem monet. Janusz Korwin-Mikke kiedyś zachwycał się znaczkami paragwajskimi, powstałymi z projektów J. Kobylańskiego. Uważał je za jedne z najpiękniejszych znaczków świata. Wiadomo, że Kobylański produkował znaczki dla kilkunastu krajów Ameryki Łacińskiej.

Przez 17 lat J. Kobylański był konsulem Paragwaju w Hiszpanii, a przez 10 lat honorowym konsulem Polski w Paragwaju.

J. Kobylański prowadził również działalność prasową i wydawniczą. Jest autorem kilku książek, m.in. paru książek z tematyki filatelistycznej i książki o rozjemczej działalności Watykanu. Dziś jest właścicielem, prezesem i dyrektorem kilkunastu firm handlowych o międzynarodowym zasięgu. Ten twardy, rzutki biznesmen, jest równocześnie człowiekiem o świetnym poczuciu humoru i umiejętnościach dobrej zabawy. Jest zaprzyjaźniony z mnóstwem zwykłych Hiszpanów, Urugwajczyków czy Argentyńczyków, których spotkał na swojej drodze życiowej. Niedawno podziwiałem 85-letniego J. Kobylańskiego, jak świetnie bawił się w ogrodzie przy południowych rytmach na Tenerywie w ogrodzie jakiegoś wielce zaprzyjaźnionego hiszpańskiego lekarza.

Portret tak zasłużonego, a niestety tak skrzywdzonego przez cynicznych oszczerców, prezesa USOPAŁ warto zakończyć jego własnymi słowami z wywiadu dla Małgorzaty Rutkowskiej z Naszego Dziennika [nr 2-3 kwietnia 2005 r.]: „Jestem już w takim wieku, ze nie mam żadnych ambicji osobistych. Mają ambicją jest, żeby Polska była Polską dla Polaków. Czuję się głęboko patriotą, tak jak wszyscy Polacy na Kresach. Jesteśmy przywiązani do Ojczyzny, religii, tradycji. I tego nie zmienię”.

[RETURN]